Autorka: Anna Miler
–
CUMY to powrót do pracy rąk i rzemiosła w Stoczni
Blanka Byrwa jest projektantką, z wykształcenia architektką wnętrz, ale projektuje też meble. Interesuje ją wykorzystywanie materiałów lepszych technologicznie, biodegradowalnych. Z potrzeby eksperymentowania, prototypowania i potrzeby miejsca, gdzie może projektować i realizować swoje wizje powstał MakerSpace CUMY – otwarty warsztat znajdujący się w ponad 100-letnim budynku Hartowni na terenie Stoczni Cesarskiej.
Czym się zajmujesz?
Specjalizuję się w projektowaniu lokali gastronomicznych. Moje realizacje to między innymi Eklerownia czy Przelewki. Bardzo lubię zlecenia dotyczące lokali usługowych, klienci są bardziej otwarci na eksperymenty, mogę użyć innych rozwiązań metalowych i innych materiałowych niż byłoby to możliwe w mieszkaniach. Dużo czasu spędzam na autorskim projektowaniu mebli, sama staram się wykonać niektóre z projektów, inne zlecam. Stąd potrzeba warsztatu otwartego i realizacji danego elementu w jednym miejscu.
Jako młody projektant masz dwie opcje – idziesz do biura i uczysz się albo zakładasz własną działalność. Po dwóch latach pracy dla kogoś stwierdziłam, że wolę pracować dla siebie i rozwijać swoją pracownię. Założenie działalności, próba odnalezienia się na rynku to ta bardziej ryzykowna droga. W zawodzie pracuję od 5 lat, zaczęłam jeszcze w trakcie studiów. Dużo czasów zajęło mi zdobycie płynności zgłoszeń, wyrobienia sobie marki. Najlepiej działa marketing szeptany i polecenia. Buduję sieci kontaktów poprzez udział w spotkaniach branżowych: wykładach, konferencjach, warsztatach związanych nie tylko z projektowaniem, ale też z gastronomią. Kontakt osobisty jest dla mnie najważniejszy. Klientów poznaję w BlaBlaCarze czy zlecając naprawę auta – mam zepsutą skrzynię biegów, a podczas rozmowy z właścicielem dowiaduję się, że potrzebuje zaprojektować biuro. Ważne, żeby mieć gotowe portfolio z realizacjami, mówić o tym, co się robi.
Znamy się nie od dziś i wielokrotnie opowiadałaś mi o swojej metodzie pracy. Zapamiętałam szczególnie historię o zamkniętej galwanizerni i poszukiwaniu innego miejsca, które mogłoby wykonać dla Ciebie potrzebne elementy. Opowiedz o tym, jak pracujesz.
Projektuję na komputerze, sprawdzam warianty, przeprojektowuję konstrukcje, szukam rozwiązań z klientem. Pracuję sama, więc nadzoruję projekty na każdym etapie. Zaczynam od ustalenia tego, kim jest klient lokalu. Staram się jako projektantka nie robić projektów pod siebie. Dla mnie ważny jest minimalizm, a moje projekty są kolorowe, czasem maja odniesienia ludowe, regionalne. Drugą ważną kwestią do ustalenia na początku pracy jest określenie budżetu.
Rozmawiam z klientem o tym, że nie otwiera lokalu dla siebie, ale innej grupy. Że nie zawsze to, co podoba się nam, będzie atrakcyjne dla odbiorcy. Jestem zadowolona z tych kompromisów. Otwieranie lokalu jest często realizacją marzeń klienta, wielu lat wyobrażania sobie, jak będzie wyglądała idealna przestrzeń. Staramy się odejść od emocji i zrealizować to czysto brandingoweo.
Projektuję autorsko, nie korzystam z gotowych rozwiązań, żeby lokale się wyróżniały. Branża gastronomiczna jest wymagająca. Liczy się nie tylko produkt, ale tez oprawa wizualna. Bardzo dużo zlecam podwykonawcom, robię projekty techniczne, pliki do wycinania na laser, do watercuta (cięcie strumieniem wody), do gięcia. Jeden element musi czasem przejść przez wiele rąk, co oznacza dużo jeżdżenia, nadzoru, rozmawiania z ludźmi, pytania i odpowiadania. Moje projekty są często niestandardowe. Z metalu zwykle powstają przemysłowe rzeczy, a tutaj wchodzimy we wzornicze, nawet rzeźbiarskie podejścia.
Z jakiej realizacji jesteś najbardziej zadowolona?
Z najświeższej – Eklerowni. Miejsce zaprojektowane zostało pod Instagram, miało być bardzo kobiece, przesłodkie, pasujące do produktów. Po zaangażowaniu odbiorów widzę, że to założenie się sprawdziło, że odbiór był taki, jak zaplanowałyśmy z właścicielami. Każdy projekt jest dla mnie ważny i mam szczęście do wszystkich moich klientów – to ludzie z pasją, często w moim wieku, których produkt już sam się broni, za którymi stoi jakaś historia i stanowią dla mnie dużo inspiracji również jako przedsiębiorcy.
Co masz na myśli mówiąc o projektowaniu miejsca pod Instagram?
To też projektowanie, które uwzględnia potrzeby grupy docelowej. Uwzględnia momenty, czyli miejsce, o których wiemy, że osoba wyciągnie telefon i na tę ścianę zwróci uwagę. Stworzyłam kilka punktów, w których można zrobić zdjęcie, selfie. Ważne, żeby była ciekawa podłoga, bo ludzie robią sobie zdjęcia z góry z produktem, miejsce na jego położenie, np. kolorowe stoliki. Jeszcze innemu celowi służy zakręcona kanapa, na której odbyło się wiele sesji. Znajduje się tam trochę akcentów humorystycznych – np. neony w toalecie.
Co zmieniło się w marcu, kiedy pojawiły się ograniczenia związane z pandemią?
Marzec był momentem totalnej katastrofy – zatrzymano mi wszystkie projekty, straciłam ¾ zleceń. Ludzie spanikowali, rezygnowali z inwestycji lub ograniczali budżet. Przez trzy miesiące, do czerwca, miałam dość trudną sytuację, jeśli chodzi o zlecenia. Ratowałam się zleceniami graficznymi, kończyłam zaczęte projekty, starałam się łapać klientów i robić im zlecenia w ograniczonym pakiecie. W czerwcu zaczęły się pojawiać nowe, ludzie odnaleźli się w nowej rzeczywistości, część gastronomii zaadaptowała się do nowych warunków. Wcześniejsze zlecenia do mnie nie wróciły.
W tym czasie zaangażowałaś się też w tworzenie makerspace’u. Jak powstały CUMY?
Nie wiedziałam, że mam takie marzenie. Pomysł na CUMY pojawił się w 2019 roku. Na spotkaniu z cyklu „Stocznia od Nowa” poznałam Ciebie i Dagmarę Rozkwitalską ze Stoczni Cesarskiej. Najpierw myślałam o organizacji wydarzeń – warsztatów przekazujących rzemiosło stoczniowe, z dawnymi pracownikami i pracownicami stoczni mających ogromną wiedzę, której nie da się przekazać inaczej niż osobiście, podczas wykonywania danej czynności. Pojawił się także pomysł na warsztaty bardziej miękkie, obejmującej pracę zespołową, etos pracy stoczniowej. Kiedyś trzeba było skoordynować kilkadziesiąt tysięcy osób bez komputera – moglibyśmy się wiele nauczyć od dawnych pracownic i pracowników Stoczni. Później wzięłam udział w Innocampie organizowanym we wrześniu przez Obszar Metropolitalny Gdańsk-Gdynia-Sopot. Tam poddałam pomysł warsztatów jako wydarzeń dyskusji metodą dragon dreaming. Tego jednego dnia pomysł ewaluował w warsztat jako miejsce. W listopadzie 2019 roku odbyło się z kolei współorganizowane przez Inkubator Starter (w ramach projektu StarterLAB) spotkanie w Luks Sferze, na którym zapytałyśmy rzemieślników, czego potrzebują w kontekście miejsca, przestrzeni, biznesu, edukacji itd. Przyszło ponad trzydzieści osób. Paweł Kryński opowiedział, jak działają makerspacey w Holandii, co było bardzo inspirujące i chyba dzięki temu nasz warsztat otwarty idzie w tę stronę, czyli grupy rzemieślników, którzy wynajmują wspólnie miejsce, żeby dzielić się zleceniami, kosztami, wiedzą. Na spotkaniu pracowaliśmy w grupach, rozwijaliśmy kilka tematów. Do dziś korzystam z ankiet, które wtedy przeprowadziliśmy. Na warsztatach poznałam Mirka Pałysiewicza i Jacka Hermana z Hackerspace Trójmiasto. Wkrótce zaczęliśmy rozmawiać ze Stocznią Cesarską o miejscu. W marcu miałam podpisywać umowę, ale z racji pandemii wstrzymaliśmy się z tym – straciliśmy zlecenia, nie wiedzieliśmy, co będzie dalej. Pod koniec sierpnia zaczęliśmy się urządzać w Hartowni, którą do dziś remontujemy.
CUMY są warsztatem otwartym w koncepcji makerspace – miejscem, które skupia rzemieślników i wytwórczynie z różnych dziedzin. Będzie się rozwijać razem ze swoimi użytkownikami. Jestem projektantką, interesuję się bioplastkiem, biomateriałami; Mirek – drukiem 3D i CNC, Jacek projektuje autorskie meble, zajmuje się automatyką, robotyką, Paweł jest spawaczem, Oskar pomaga nam w organizacji, zajmuje się sprzedażą. Nasze projekty mogą się przenikać, możemy tworzyć wspólne produkty. Chcemy, żeby dołączyli inni rzemieślnicy, żeby przestrzeń do pracy wynajmowali stolarze, ceramicy czy kowale. Jesteśmy otwarci na wszystkich, mamy dużo wolnej podłogi.
Warsztat to także wydarzenia. Od listopada realizujemy ofertę szkoleniową. Na początku każdy z nas przekazuje swoje umiejętności – Paweł szkoli ze spawania, ja prowadzę warsztaty z bioplastiku, Mirek z druku 3D, a Jacek z programowania kontrolerów.
Jak organizujecie zarządzanie warsztatem?
Jesteśmy grupą nieznajomych, których połączyło wspólne marzenie, żeby mieć warsztat, miejsce wymiany myśli, wiedzy. Nasz model zarządzania to jednomyślność, wszyscy muszą się zgodzić na dane rozwiązanie, dyskutujemy do skutku, czasem po kilka godzin. Nie ma głosowania. Nasze spotkania to wiele godzin dzielenia się pomysłami, zadaniami, płatnościami. Zainwestowaliśmy w to czas i pieniądze. Żadne z nas nie stawia siebie na pierwszym miejscu.
Chcemy działać biznesowo i społecznie. Zakładamy fundację, w której we czwórkę będziemy fundatorami. Ja wynajmuję warsztat i zajmuję się jego koordynacją.
Najprościej dołączyć do nas wynajmując przestrzeń w abonamencie. Wystarczy do nas przyjść, zaakceptować to, że nie wszystko jest jeszcze uporządkowane. Mieścimy się w Stoczni Cesarskiej, w budynku Hartowni, mamy 400 m2 powierzchni, do pracy z drewnem, metalem, kompozytami, strefą druku 3D, miejscem na warsztaty, planujemy utworzenie showroomu. Dla takich celów inne miejsce niż Stocznia nie wchodziło w grę. Stocznia pociąga mnie w wielu aspektach wykonawczych. To wielkie dziedzictwo rzemieślnicze, najlepsze miejsce, żeby robić takie rzeczy.
Wokół jakich wartości budujecie CUMY?
Jest kilka ważnych dla nas haseł. Jednym z nich jest ruch „right to repair”, czyli naprawienia rzeczy. Kiedy łamie się nam element plastikowy, wystarczy go zeskanować i wydrukować w 3D. Być może w przyszłości będzie można do nas przynieść element do naprawienia.
Zależy nam na ekonomii cyrkularnej. Chcemy robić rzeczy dla innych palcemakerów ze Stoczni. Szukamy wyposażenia z drugiej ręki, dostajemy dużo materiałów używanych, z recyclingu. Jesteśmy w tej przestrzeni tymczasowo, więc urządzamy się tym, co dostępne jest dookoła. Chcemy mocno mówić o świadomości materiałowej – metal można wielokrotnie przetwarzać. Robię z Pawłem kolekcję mebli, która powstała z odpadów z naszej współpracy przez dwa ostatnie lata. Chciałabym poruszać temat ekologii. Przemysł wychodzi ze Stoczni, a nasze działania są o wiele bardziej ekologiczne.
Ważne dla nas wartości to także powrót do pracy rąk, promowanie starego i nowego rzemiosła. Kiedyś, żeby być rzemieślnikiem trzeba było przejść kursy, należeć do cechu. Teraz zajmują się taką działalności osoby, które na przykład odeszły z korporacji i szukają nowej pasji lub pomysłu na życie. Widać nurt powrotu do wytwórstwa. Chcemy wspierać takie osoby, edukować. Czasami ciężko jest zacząć, nie ma się miejsca. CUMY to istota stoczni, bo to powrót do pracy rąk i rzemiosła – na tych terenach to było i powinno być.
Dlaczego wzięłaś udział w warsztatach Startup Inspire?
Kiedy robisz remont, zakładasz fundację, zajmujesz się obsługą mediów społecznościowych itd. łatwo się zgubić w swoich celach. Lubię się zatrzymać, skonsultować, uporządkować wiedzę i zweryfikować pomysły. Warsztaty były okazją na przypomnienie sobie, po co to wszystko robię. Musiałam przeanalizować działalność CUM, żeby przedstawić innym osobom uczestniczącym, czym się zajmujemy. Dostałam od nich feedback, czy jest to jasne. Powstała ciekawa dyskusja. Zajmujemy się podobnymi tematami, może kiedyś będziemy współpracować.
Autor zdjęć: Sylwester Ciszek
Sfinansowano ze środków Miasta Gdańska